Malta, Podróże

Hejt na Maltę w kilku punktach

10 lutego, 2016
 
Jak tylko ruszyła sprzedaż tanich biletów na Maltę blogerzy podróżniczy, w tym my, rzucili się na nie jak kot na zieloną oliwkę (kto nie wierzy i ma kota niech sprawdzi sam). Praktycznie na każdym blogu można przeczytać jak wspaniała i malownicza jest Malta. O tym, że Gozo jest fajniejsze (co akurat jest prawdą) i że przez cały pobyt nie można było podnieść szczęki z ziemi. Co już z prawdą odrobinę się mija. 

Powiecie: “Wyjechali do tej Anglii, zarobili miliony na kasie w markecie i w dupach się poprzewracało… Na wakacjach im się nie podoba! To możemy się zamienić, ja pojadę na Maltę, a oni niech zostaną z pięciorgiem dzieci, dwoma psami, chomikiem (wymysł najstarszej córki) i kwiatkami do podlania!” To nie jest tak, że nam się nie podobało, bo naprawdę się odstresowaliśmy, złapaliśmy trochę opalenizny i spędziliśmy (zwłaszcza na Gozo) świetnie czas. No i mają tam dobre, tanie wino, więc nawet jakby lał deszcz przez cały nasz pobyt, to i tak byśmy się świetnie bawili. Skąd więc ten cały hejt?
Przede wszystkim: jeśli lubisz plażowanie i podróżujesz z rodzinnym stadkiem – Malta będzie idealnym kierunkiem. Czyściutka woda o wielu odcieniach niebieskiego, całkiem przyzwoite jedzenie (Gruzja to nie jest, ale nie głodowaliśmy), dobrze skomunikowane atrakcje i super bezpieczeństwo. My ani nie plażujemy, ani nie podróżujemy z dziećmi. Więc na Maltę nie wrócimy, chyba, że zrobimy w końcu kursy nurkowe. Podobało nam się, ale z butów nie wyskoczyliśmy. Przede wszystkim dlatego, że wycieczka nie zaoferowała nam trybu zwiedzania jaki lubimy najbardziej, czyli odludzie, namiot, brudne skarpety i my. Wybierając ten kierunek wiedzieliśmy, że będzie trochę inaczej niż zwykle, dlatego jeśli chodzi o samą specyfikę Malty nie możemy powiedzieć złego słowa. Tym bardziej, że byliśmy poza sezonem, kiedy wiele atrakcji, jak zewnętrzne baseny, jest nieczynnych.
Natknęliśmy się natomiast kilkakrotnie na miejsca przekolorowane w przewodnikach i zdjęciach. Napalisz się na coś, lecisz na łeb na szyję, bo zdjęcie w przewodniku było naprawdę zachęcające a tu…klops. Fotografia stanowiła tylko wycinek całości, która już tak fajnie nie wygląda. Owszem, ładnie i w ogóle, ale nie oszukujmy się – szału nie ma. Czasem na coś się nastawiliśmy, a rzeczywistość okazała się zupełnie inna niż to, co przyjęliśmy za pewniaka. Zresztą, sami zobaczcie.
1. Klify Dingli – miały być malownicze, robiące wrażenie, prawie monumentalne. Kiedy dotarliśmy na miejsce okazało sie, że nie można zejść na plażę pod klifami, bo to teren prywatny. Zatem klify można podziwiać tylko stojąc na nich, co już tak malownicze nie było. Nigdzie też nie znaleźliśmy informacji o tym, jak zwiedzanie klifów wygląda w praktyce. Gdybyśmy wiedzieli, to byśmy tam nie poszli. Podobało nam się, nie zrozumcie nas źle. Ale nie na ten film kupiliśmy bilet. Jedyne, co nam się tam podobało to likier z opuncji, który kupiliśmy u pana sprzedającego z samochodu maltańskie wyroby spożywcze.
Miało być tak:
A było tak:
Sto razy lepsze widoki były z jaskini Ghar Hasan niedaleko Birzebuggi. I dotarcie tam było dość ciekawe, bo trzeba było przejść przez dziurę w płocie, pokonać kawałek prywatnego pola, żeby znaleźć profesjonalnie wykonane schodki prowadzące do samej jaskini. A stamtąd – super widoki na morze i klify.

 

 

 

 

 

2. Jaskinia Ghar Dalam – największa porażka wyprawy na Maltę! Pod żadnym pozorem tam nie idźcie. To już lepiej oddać te 5 euro wejściówki bezdomnemu. Miało być pięknie, jaskinia zwana jest Jaskinią Ciemności, gdzie odkryto szczątki zwierząt żyjących na Malcie jeszcze przed epoką lodowcową: skarłowaciałych słoni, niedźwiedzi, wilków itp. Bilet obejmuje wstęp do muzeum, gdzie można obejrzeć szczątki tych zwierzaków (dentyści będą zachwyceni, bo jakieś 80% z nich to zęby). Jaskinia ma 140 metrów, ale ze względów bezpieczeństwa zwiedzać można tylko połowę, Ale nie to było najgorsze. Zero przewodnika, mało tekstu (lub wcale) na tabliczkach muzealnych… Po prostu beznadzieja. Ani doznań estetycznych ani intelektualnych. Wyszliśmy tak samo głupi jak weszliśmy, tyle, że biedniejsi o 10 euro. Sytuację poprawił fakt, że spotkaliśmy grupkę turystów zmierzających do jaskini i serdecznie odradziliśmy im wejście. Trzy duszyczki uratowane. Dziesięć euro za trzy ludzkie istnienia to uczciwa cena. Zdjęć nie pokażemy, bo było tak beznadziejnie, że żadnego nie zrobiłam.
3. Transport publiczny – narzekaliśmy (i nadal narzekamy) na transport w Bristolu. Ale to, co dzieje się na Malcie przechodzi ludzkie pojęcie. Już na dzień dobry przywitał nas brak autobusu z lotniska, który według rozkładu powienien jeździć co pół godziny. Tego dnia nie pojawił się wcale. Niejednokrotnie chodziliśmy piechotą tam, gdzie chcieliśmy dojechać na czas autobusem, czekaliśmy bardzo długo na przystanku, zmienialiśmy trasę tylko po to, żeby złapać jakikolwiek autobus w stronę Sliemy, gdzie się zatrzymaliśmy. Strata cennego czasu, który można wykorzystać na zwiedzanie. Szczególnie bolesne zimą, kiedy dni są krótkie.

4. Ludzie – Oczywiście spotkaliśmy sporo życzliwych uśmiechniętych ludzi: pana od likeru z opuncji, który nas wycałował i wyściskał; rybaków, którzy poczęstowali nas kawą i pozwolili wejść do swojej rybackiej chatki; rolnika, który wskazał nam drogę i pozwolił przejść przez swoje ogrodzone pole; starszą parę na skuterze, która machała do nas za każdym razem gdy nas mijała; panowie, którzy ucięli sobie z nami miłą pogawędkę o turystach z Polski… Ale ogólnie ludzie robią wrażenie nieprzyjaznych i mrukliwych. A przecież mieszkają w kraju, gdzie przez większość roku świeci słońce! Obsługa w sklepach podobna do tej w Polsce – skwaszone miny i pretensja w oczach. Natknęliśmy się na awarię samochodu. Jeden człowiek próbował pchać auto.- Hej, pomóc ci?
– NIE.

Mord w oczach i żądza krwi. Kija nie mieliśmy pod ręką, więc bliżej nie podchodziliśmy. Ominęliśny go dużym łukiem i zostawiliśmy samego na środku ulicy z niedziałającym samochodem.



5. Knajpa Nenu the Artisan Baker – To będzie raczej głos rozpaczy niż hejt. W tej knajpie serwuje się domowe wypieki, w tym tradycyjną maltańską ftirę. Chcieliśmy bardzo tam pójść, bo z tego co widzieliśmy w menu, ceny przystępne, a porcje spore. Słyszeliśmy też co nieco dobrego o tym miejscu. No i do Valletty, w której mieści się knajpa, mieliśmy dość blisko (kilka minut promem). Poszliśmy w normalnej dla nas porze obiadowej, czyli w okolicach 16.00. Okazało się, że w środku dnia lokal jest nieczynny, otwierają za dwie godziny. Zdecydowaliśmy się połazić po mieście i poczekać. Kiedy pojawiliśmy się o rzeczonej 18.00 powiedziano nam, że wszystkie miejsca są już zarezerwowane. OK, pomyśleliśmy, weekend jest – zrozumiałe. Trochę mniej rozumieliśmy już to, czemu nic nam nie powiedziano o konieczności rezerwacji miejsc, kiedy przyszliśmy tam po raz pierwszy. Z plecakami i mapą w ręku raczej nie wyglądaliśmy na stałych bywalców. Mieliśmy straszne ciśnienie na tę knajpę, więc postanowiliśmy zarezerwować sobie stolik na wtorek. Czy wyobrażacie sobie, że wszystkie miejsca były zarezerwowane kilka dni do przodu?! Musieliśmy obejść się smakiem, a sądząc po obłożeniu lokalu sporo straciliśmy. Sugerujemy rezerwację jeszcze przed wyjazdem.

 

Kasia.

 

You Might Also Like

4 komentarze

  • Reply Paweł Choiński 12 lutego, 2016 at 1:19 pm

    Myślę, że problem jest trochę inny. Problem to w przypadku Malty to brak rzetelnych informacji i dodatkowo mnóstwo błędów w tym co jest udostępniane w sieci.

    Patrząc na zdjęcie co miało być. Zapewne wszystko znaleźliście jako Klify Dingli. Ale tak naprawdę zdjęcie po lewej to widok z Blue Grotto zdaje się, że dokładnie ze skały z "grotą". Zdjęcie po prawej na dole to Sciuta Tower czyli też okolice Blue Grotto (ponad 7 km od Dingli). Wy byliście jak widzę po zdjęciu (i słysząc o gościu z ciężarówki) gdzieś w okolicy Kaplicy św. Magdaleny (niecały kilometr na południowy-wschód od miejscowości Dingli). Natomiast zdjęcie po prawej na górze zostało wykonane w Miġra l-Ferħa około 3,5 km na zachód od Dingli (dojazd zupełnie z innej strony, nie od Dingli).
    Miejsce, w którym byliście jest bardzo popularne wśród turystów ale trochę nijakie jeśli chodzi o klify. Poza tym nie bardzo się da zejść na plaże pod klifami bo tam nie ma plaży w większości skały wychodzą pionowo z wody.

    Co do Għar Dalam i innych podobnych "atrakcji" to fakt jaskinia ta nie jest ciekawa dla zwykłego turysty (zwykłego w sensie nie zainteresowanego czasami z których pochodzi ten obiekt). Tak samo odradzam wybieranie się do Ġgantiji obiekt ten nie jest ciekawy wizualnie. Jeśli ktos chce zobaczy przykładową śwątynie neolityczna na Malcie to moim zdaniem warto wybrać się tylko do Mnajdry i Ħaġar Qim. ostateczne Tarxien, ale Tarxien uważam też za mniej ciekawe, choćby z tego względu, że położone jest wewnątrz miejscowości, otoczone murami i chodzi się po metalowym podeście. Podobnie jest z Blue Grotto wiele osób po kilkuminutowym rejsie łódką stwierdzi ot skały i woda, owszem była jakaś trochę bardziej niebieska ale nie zachwyca. Mnie też prawdę mówiąc nie zachwyciło. Ale byłem koło południa a ponoć lepiej wygląda rano. To samo z rejsem z Inland Sea pod Azure Window.

    Co do transportu publicznego to nie należy na Malcie szukać logiki w funkcjonowaniu tej instytucji. 🙂 Trzeba zrozumieć, że autobusy po prostu czasem są, a czasem nie ma. 🙂 Jak nie przyjedzie ten to może będzie następny. A tak serio to prawdę mówiąc zwykle autobusy są może nie do końca zgodnie z rozkładem ale są. Nota bene moim zdaniem nigdy nie jeździły dokładnie z rozkładem (kiedyś nawet nie było rozkładów jazdy na przystankach) a bywam na Malcie od ponad 20 lat.

    Ludzie są różni wielu świetnych, szczególnie tych spotkanych od tak na ulicy. Czasem gorzej z robiącymi biznes. Choć i tu można spotkać różnych. W zeszłym roku chciałem zebrać trochę informacji o cenach na swoją stronę w jednym ze sklepiku na pytanie czy mogę spisać sobie ceny facet stwierdził, że nie życzy sobie bo to chyba nieładnie spisywać ceny. Za to gość z ciężarówki, który sprzedawał niedaleko naszego mieszkania stwierdził, ze nie ma sprawy, mówił czemu te są droższe a te tańsze. Że te sprowadzane, te miejscowe, że w lato mogą być takie ceny a teraz to kosztuje tyle. Co do sklepów też bywa różnie.

    Z knajpką rzeczywiście współczuje.

    • Reply Wilczex 17 lutego, 2016 at 5:25 pm

      No proszę, nawet nie wiedzieliśmy, ze te foty sa zdjeciami zupełnie innych klifów.. Tak jak mówisz: brak rzetelnych informacji robi swoje. Co do komunikacji miejskiej – trzeba przyjąć to jak jest, wiadomo. Natomiast nie zmienia to faktu, że się człowiek denerwuje, kiedy mu cenne minuty i tak już krótkiego, zimowego dnia uciekają na czekanie na przystanku… Jeśli chodzi o ludzi no to tak jak móisz, są też fajni Maltańczycy – też takich spotkaliśmy. Jednak ogólne wrazenie pozostawili po sobie niezbyt przyjemne. A o knajpce już wolimy nie myśleć, bo cieknaca ślina miesza sie ze łzami.

  • Reply Small Voyager 6 marca, 2016 at 8:49 pm

    Ja byłam na Malcie jakieś 4 lata temu i mnie osobiście widoki się bardzo podobały, może nie jest to miejsce do którego chciałabym ciągle wracać, bo nie urzekło mnie aż na tyle, ale uważam, że wyspa jest bardzo ładna, widoki są różne w zależności z jakiego miejsca robi się zdjęcia i o jakiej porze dnia i roku, bo woda i roślinność wygląda troche inaczej 🙂 No co do ludzi to jak wszędzie są i tacy i tacy 😛 Ale moje wrażenie jest takie, że oni mają wszystko w du*** haha

  • Reply Paweł 29 maja, 2018 at 7:11 pm

    Polecam camping na comino zaraz obok santa marija bay. Wspaniała plaża, pole namiotowe bezpłatne z bieżącą wodą, toaletami, prysznicem i wspaniałym widokiem. 5 minut spacerem do blue lagoon gdzie o poranku lub wieczorem nie ma hord turystów

  • Leave a Reply