Mówi się: “Jadę na Maltę”. Tymczasem stamtąd zaledwie rzut mokrym beretem dzieli nas od Gozo (Għawdex) – malowniczej wyspy o powierzchni nieco ponad 67 km². Długa na niecałe 14,5 km i szeroka na nieco ponad 7 km ma wyjątkowo dużo do zaoferowania. I, szczerze powiedziawszy, Gozo było o wiele lepsze niż Malta. Podobał nam się praktycznie każdy odwiedzony zakątek, ale przedstawiamy Wam nasze TOP 5. Ze względu na wielkość wyspy wszystkie te atrakcje można zobaczyć tego samego dnia. Super, nie?
1. Plaża Ramla Bay
Dość duża, piaszczysta plaża, co zarówno na Gozo, jak i na Malcie jest rzadkością. Zwykle spotykamy skalne wybrzeża z metalowymi drabinkami po których wchodzi się do wody. Do tego niecodzienna barwa piasku (w przewodnikach opisywana jako czerwona, według nas bliżej jej do pomarańczowego) i już mamy na czym oko zawiesić. Co ciekawe, to właśnie tutaj Odys spędził 7 lat w objęciach boskiej Kalypso, której jaskinia znajduje się tuż przy plaży. Niestety do jaskini wejść nie można, jest jedynie możliwość stanięcia NA niej i podziwiania stamtąd wybrzeża. Uważamy, że warto, bo z plaży nie widać wielu odcieni niebieskiego i zielonego, jakimi mieni się woda (podziękowania należy kierować do wodorostów). Z punktu widokowego można jechać na plażę asfaltem lub po prostu zejść z górki przez krzaczory. Chyba nie musimy mówić, którą opcję wybraliśmy? Idzie się dość szybko, jest ładnie wydeptana ścieżka, mniej lub bardziej śliska. Na Ramla Bay zdecydowaliśmy się wskoczyć do wody. Byliśmy jedynymi śmiałkami, a ludzie w kurtkach i czapkach przyglądali nam się z mieszaniną rozbawienia, podziwu i niedowierzania. Woda nie była taka zimna, kiedy już się zanurzyliśmy. A w tym skutecznie pomagały spore fale. Uwaga, pierwsze kilka metrów od plaży to kamienie, po których dość cieżko się chodziło.
2. Wardija Point
Jak na gozowskie warunki położony dość daleko od cywilizacji punkt, z którego można obserwować Azure Window. My pojechaliśmy tam rowerami, ale piechotą też można dojść. Ta druga opcja jest chyba nawet lepsza, bo po rozmowie z miejscowym rolnikiem dowiedzieliśmy się, że idąc wzdłuż urwiska można zejść prosto do Azure Window. Niestety rowery zmusiły nas do pojechania na okrętkę. Nie byłoby tak źle, gdyby nie droga powrotna. Pod taką górę to jeszcze nie podjeżdżaliśmy! Pedałujesz, pedałujesz, a rower ledwo sunie naprzód. Szybciej piechotą. Za to zjeżdżając z górki w kierunku Azure Window myśleliśmy, że zatrzemy hamulce.
3. Azure Window
Osławione i opisane chyba wszędzie i przez wszystkich. Często turyści odwiedzają Gozo tylko po to, żeby je zobaczyć. Szczególnie teraz, kiedy nakręcono tu “Grę o tron”. Czym właściwie jest Azure Window? Bardzo rzadką, naturalną formacją skalną, zwaną “mostem skalnym”. Co ciekawe, erozja, która stworzyła Azure Window będzie powodem jego zawalenia już za kilka – kilkanaście lat! Warto się tam wybrać chociażby z tego powodu, że następnego razu może nie być, nawet jeśli jesteście stałymi bywalcami na Gozo. Poza tym, to jest jedno z tych miejsc które naprawdę zasługują na okładkę przewodnika po kraju. Jest piękne! Ale niech Was ręka boska broni przed:
a) wchodzeniem na Azure Window! Tabliczki ostrzegawcze są widoczne, ale nie przeszkadza to kretynom w bezmyślnym łamaniu zakazów i niszczeniu natury. O narażaniu życia nie wspominamy. Ale jeśli ktoś jest na tyle głupi, żeby łamać zakazy i wchodzić na coś, co może się w każdej chwili zawalić, to jest debilem i może faktycznie selekcja naturalna jest najlepszym rozwiązaniem.
b) ograniczeniem się tylko do zrobienia zdjęcia z rąsi przy Azure Window i powrotu na parking. Jeśli pójdziecie w przeciwnym kierunku, pod stopami znajdziecie ciekawe formacje skalne. Na dodatek przed Wami rozciąga się wodny kanion rodem z “Hobbita” czy innego “Władcy Pierścieni”. Później okazało się, że i to miejsce ma swój udział w “Grze o tron”, więc nie tylko my doceniliśmy piękno okolicy. To chyba jednak prawda, że wielkie umysły myślą podobnie…
A tutaj dowody na to, że naprawdę byliśmy w miejscu kręcenia “Gry o Tron”:
4. Marsalforn
ponownie
panwie solne. Tym razem lepsze (jak wszystko na Gozo), bardziej malownicze, większe i bardziej romantyczne. Byliśmy tam bardzo wcześnie rano, zero ludzi, tylko woda, fale i my. I koty. Po drodze do panwii spotkaliśmy tylko dwóch rybaków, którzy właśnie wrócili z krótkiego połowu. Wypiliśmy z nimi kawę, porozmawialiśmy chwilę, zwiedziliśmy rybacką chatkę i ruszyliśmy podziwiać miejsce odzyskiwania soli.
5. Gozo rowerem
Naprawdę warto wypożyczyć rowery, nawet jeśli chcecie zabawić na Gozo tylko jeden dzień. I nie przejmujcie się, jeśli z Was tacy kolarze jak z kozich czterech liter trąba. My doświadczenia kolarskiego nie mamy za grosz, a rowery sprawiły nam niemałą frajdę. Szczególnie z górki. Bo musicie być świadomi, że będzie albo pod górkę, albo z górki, nic pomiędzy. Żadne autobusy typu hop on – hop off nie dadzą Wam takiej wolności zwiedzania! No i ta frajda, kiedy już jesteś na szczycie, dreszczyk emocji, kiedy z niego zjeżdzasz i rozpacz na widok kolejnej, wyższej górki do pokonania. Rowery wypożyczyliśmy za 15 euro od osoby w wypożyczalni zaraz przy stacji promu Gozo-Malta. Bardzo miła, sprawna obsługa, bez limitu czasowego.
– O której godzinie musimy oddać rowery?
– O której chcecie.
– To nie zamykacie?
– Zamykamy, ale jak przyjedziecie a nas nie będzie to zepnijcie rowery razem i zostawcie pod drzwiami.
Na początku trochę nas to zdziwiło, ale potem stwierdzilismy, że na tak małej wyspie nie ma sensu kraść, bo szybko się wyda, kto w czym maczał palce. Po półgodzinnej jeździe Piotrek złapał gumę. Kilkanaście minut po naszym telefonie pan z wypożyczalni przyjechał i wymienił rower. Bez dodatkowych opłat. Jeszcze jedna, bardzo ważna sprawa: warto dopłacić kilka groszy za kaski. Górki są naprawdę wysokie, i łatwo zaliczyć glebę. Wracając z Azure Window (pod górkę) natknęlismy się na małe zbiorowisko. Okazało się, że chłopak jadący w kierunku Azure Window (z górki) stracił równowagę, upadł, uderzył się w głowę i stracił przytomność. To tak ku przestrodze. A na zachętę kilka migawek zza kółka:
Zakręcona dziewczyna z niesforną fryzurą, której zawsze przytrafiają się dziwne przygody. Chodzące tornado pełne przeciwieństw: zorganizowana i zdyscyplinowana, a jednocześnie straszna fajtłapa i zagrożenie dla samej siebie. Potyka się o własne nogi, żeby za chwilę startować w konkursie tańców swingowych. Niepoprawna optymistka i pesymistyczna realistka w jednym. Zawsze otoczona wianuszkiem psów, które podążają za nią pod każdą szerokościa geograficzną. Niestety Piotrek nie pozwala ich wziąć do domu. Niewyczerpane źródło pomysłów, łatwo ją "zajarać" nowymi projektami. Kąpana w gorącej wodzie Królowa Lodu. Dusza towarzystwa, w podrożach ceniąca jednak samotność, bezkresne pustkowia i kontakt ze zwierzętami i naturą. Autorka zdjęć na blogu.
No Comments